13 maja 2015

Przeprowadzka!

Stało się. :) W końcu zmieniliśmy dom i teraz, po dwóch latach przygotowań i oczekiwań, jesteśmy już w nowym miejscu. Witek biega wszędzie jak mały konik i mówi: „Woooow” , łapiąc się za głowę, kiedy zobaczy coś nowego – chociażby zamontowane lampy nad stołem ( których wcześniej tam nie było). Poza tym, Jego słowo klucz – „Dzień” ( Kto słyszał na żywo ten wie o czym mówię), zmieniło się na słowo "Dom". Przynajmniej na chwilę obecną. Tak mówi, gdy biega radośnie na dworze, ale też kiedy zasypia wieczorem i przytula się do mnie zadowolony. Skąd u takiego małego dziecka tyle świadomości, co do tej zmiany; zmiany miejsca i w ogóle pojawienia się czegoś nowego, nowej sytuacji dla wszystkich? Cos mi się zdaje, że Dzieci są jak gąbki; to małe radary, które chłoną i wyczuwają więcej, niż moglibyśmy przypuszczać! Nie wiem do końca co tam się dzieje w Jego małej głowie: jakie obrazy się piszą, kiedy mówi DOM, ale widzę, ze jest przy tym szczęśliwy; jakby czuł, że w końcu ma swoje stałe miejsce-bazę (bo dotąd mieliśmy przecież dwa domy!).

Nowy Dom Witek odwiedzał już, będąc w moim brzuchu. Na początku, wraz z powiększającym się brzuchem, na dachu przybywało nowych dachówek i to już odbieraliśmy za duży sukces. Później były okna, drzwi i próg. Potem podłogi, belki, tynki i całe niezbędne wyposażenie, które np. teraz grzeje i pozwala nam tu być. Najfajniejszy, ale i najdłuższy, bo od lata zeszłego roku był czas „wykończeniowy”, w którym Witek z racji swojego wieku i przede wszystkim chęci, aktywnie uczestniczył. Czasami aż za chętnie, ale o tym dowiadywaliśmy się już po fakcie, odkrywając jakąś psotę, lub efekt Jego „starannych działań”! Przede wszystkim cały czas naśladował, wręcz małpował nasze zachowania i czynności czysto remontowe, co zaczęło etap pukania młotkiem o ścianę, a skończyło się na samodzielnym wchodzeniu ( na niską, ale jednak) drabinę. Nie dał się zwieść, ale namówić na pomaganie w czynnościach „mało ważnych”, jak zamiatanie, albo zbieranie wiórów po heblowanej desce. Musiał być konkret. Powiedzmy noszenie drewna. Układanie go w wyznaczonym miejscu. Ewentualnie mycie czegoś ( bo każdy pretekst do zabawy z wodą jest dobry...). 

W nowym miejscu Witek zasypia od razu po kąpieli. To CUD, chociaż podejrzewam co się za tym kryje. Być może nie tylko zmęczenie i ogromna fala świeżego powietrza. Ziewanie zaczyna się już po 20-tej, co wcześniej nie zdarzało się nigdy! Spokój? Pewność? Poczucie bezpieczeństwa? Może wypuszczanie korzeni, no, na razie, malutkich korzonków udziela się wszystkim; może przede wszystkim nasz spokój i zadowolenie ma wpływ i znaczenie. Także na spanie!

Mamy swój dom, ławkę przed nim, na której wieczorem siadamy, a cały czar maja, jego zapachów i wybuchu zieleni kładzie się pod i przed nami, jak wierny pies – dobry przyjaciel. Jest miękko i cicho, jak latem nad stawem w porze niekąpielowej. Grusza zrzuciła już wszystkie drobne płatki i teraz swoje pięć minut ma bez, zaglądający z głębi  przydomowych ogródków w różnych odcieniach koloru lila. Jak mawiał Derek – kuzyn Normana- w jednym z odcinków „Strażaka Sama: „Wszystko ma swoje miejsce i wszystko jest na miejscu”.
Muszę przyznać, że jest to ten rodzaj porządku, który zdecydowanie mi odpowiada. I chyba nie tylko mi. Mój „normanek” już śpi i pewnie śni swoje nowe, wielkie przygody!;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz