7 października 2015

"Marta mówi"

Marta mówi to tytuł bajki, którą czasem ogląda Wituś...bajka opowiada o psie, który dzięki "literkowej zupie" posiadł umiejętność komunikowania się z ludźmi. Opowiada im swoje przygody, tłumaczy różne psie zwyczaje. w ogóle bierze czynny udział w życiu całego domu i towarzyszy Marcie i jej przyjaciołom...
Kiedy oglądamy tę bajkę, od razu na myśl przychodzi mi inna Marta - nasza mała sąsiadka- urocza ośmiolatka, która kiedy zacznie już mówić, to... długo nie przestaje! I czasami można dowiedzieć się od niej wiele ciekawych, jak i bardzo zaskakujących rzeczy!

Jakiś czas temu byliśmy z Martą na śliwkowym spacerze. Przy polnej drodze, którą na spacer wybrał Witek znalazłyśmy przesłodkie, dojrzałe węgierki. Co za wspaniała uczta! Zabraliśmy też trochę do domu i na drugi dzień zrobiłam z nich knedle. Marta stwierdziła, że nie wie co to jest te "knedle" i nawet nie miałaby ochoty spróbować, bo ona nie ma smaku na takie słodkie:) Uwielbiam te jej szczere wyznania! Innym razem, bardzo poważnie powiedziała mi, że przez Jej mamę przegrzewa jej się mózg... Wtedy zdębiałam, ale szybko wyjaśniła mi, że to dlatego, że ona każe jej cały czas coś zapamiętywać i Marta tak mocno się na tym skupia i tak mocno pilnuje "żeby pamiętać za mamę", że potem sama nie może zapamiętać swoich spraw. Nawet babcia doradziła jej, żeby sobie często robiła "reset mózgu" i zapominała o wszystkim, ale to podobno pomaga tylko na chwilę... Ja poradziłam Jej z kolei, żeby te rzeczy zamiast zapamiętywać, spisywała na kartce, ale od razu mi przerwała, że bardzo nie lubi pisać...I masz tu babo placek;))

Kilka dni temu Marta przyszła do nas ze swoimi koleżankami. Witek był zachwycony nimi, a One nim. Że tak śmiesznie mówi, że tak śmiesznie popisuje się; robi miny, przynosi kamyki, patyki, że niby to takie skarby... Patrzcie go, jaki zgrywus!;)
Koleżanki - bliźniaczki, zupełnie niepodobne do siebie; ta wyglądająca na starszą podobno jest młodsza itd. Same atrakcje, a na podwórku od razu cyrk! Bieganie za kotem, z kotem, przez kota... Ilford- kocie- ratuj się kto może! Na koniec wizyty pieszczoty i głaskanie, w kolejce, na zmianę, na innych kolanach...:)

Moja głowa już październikowa... Ostatnie "ogródkowe" prace, pierwsze konfiturowe zapasy... W garnku lądują: winogrona, pigwa, czarny bez... Witek odkleja naklejki, podpisujemy słoiki. I te "kolory jesieni"- "wściekłego nieba" wieczorową porą, dojrzałych jabłek, późnych malin, dorodnych dyń, rozognionych, śliwkowych i kontrastowych astrów, wyrafinowanych chryzantem...dłoni ubrudzonych świeżymi łupinami orzechów włoskich. Jednym słowem: mniamniu!