17 lutego 2015

My w lesie i nad rzeką

Luty to dla mnie miesiąc przechodni. Taki pomiędzy zimą a wiosną, którą lubię odczytywać w marcu, a zwłaszcza pod koniec marca, bo wtedy mam urodziny;) Ale już teraz chciałoby się jej więcej. W takie dni, jak wczoraj - słoneczne, stosunkowo ciepłe (cieplejsze) wydaje się, że już jest blisko, już się zbliża; może razem z wracającymi gęsiami i żurawiami, może z zapachem wody w lesie, ziemi i trawy?
Witek nie potrzebuje wiosny w głowie, czy sercu, żeby mieć swoje codzienne turbo doładowanie... Energia go rozpiera!:) Zachwyca mnie i cieszy Jego zachwyt światem i próby czynienia pierwszych psot. Wczoraj tak się zagadaliśmy przy urodzinowym stole, zajadając ciasto i słuchając opowieści o dawnych podróżach motorem na Węgry i dalej, że nikt nie zwrócił uwagi na podejrzanie długo trwającą ciszę w pokoju obok.... Efekt jej był taki, że Witek w skupieniu, niczym artysta dopieszczający swoje dzieło, łyżeczką układał smugi cukru na całym szklanym stole, zanurzając w tę rzeźbo-instalację piloty, serwetki, świeczkę, chusteczki i co się jeszcze nawinęło. Pocieszony nie był, kiedy mu przerwaliśmy tę pracę, ale chyba dobrze wiedział, że nie powinien, bo odszedł bez protestów... A my wzięliśmy się za sprzątanie.

Co mnie jeszcze zaskakuje?
*Kiedy On podchodzi do mnie nagle, wyciąga moją rękę i ją całuje. Gdzie to widział? Nikt mnie na co dzień po rękach nie całuje! ( choć czasami może mógłby;) )
*Podbiega, wyciąga ręce i próbuje mnie ściągnąć z łózka, wołając "tany, tany", kiedy usłyszy bardziej skoczną melodię;) Albo kiedy mu się zachce tańcować, pokazuje palcem na radio i też mnie "zaprasza" do tańca;)
* Krzyknie coś w stylu "o, ja!", kiedy samochód wpadnie w jakąś dziurę na drodze, albo w inny sposób "podskoczymy" w czasie jazdy. Śmieje się przy tym głośno wyraźnie zadowolony!
* Kiedy wracamy do domu, a on, nie rozbierając się z niczego, od razu łapie pierwszy lepszy traktor i z okrzykiem "Plaplo" ( jakby go miesiące nie widział) oddaje się takiej zabawie, że trudno go od niej oderwać!:)

Bardzo lubię na Niego patrzeć na naszych spacerach, kiedy biega z szerokim uśmiechem; widzę, jak cieszy go taka nieograniczona przestrzeń. Zawsze przy tym znajdzie sobie jakiś większy kamyk do przeniesienia, albo gałąź do popchania przed sobą. Jest szczęśliwy. Wszyscy jesteśmy. Po zimie, pierwsze słońce działa jak porządna dawka cukru!;) Dla mnie taka wizyta w lesie, na polu, nad rzeką, jest wspaniałym oczyszczeniem i doładowaniem w czystą energię na kolejne dni. Doceniam wtedy jeszcze bardziej to, co mi się przytrafia, to gdzie i z kim jestem i jak odpoczywa mi wtedy głowa i jak dobrze jest... w sercu.

A! Zapomniałam jeszcze o jednym co lubię u Witka. Ostatnio zdarzyło mu się leżeć między nami, oglądać swoją bajkę i powiedzieć ( tak do siebie, jakby pod nosem, ale bardzo wesoło) " mama i tato". :)) Wspaniałe! Kto zna moją sytuację, wie skąd moje "podwójne" wzruszenie :).

Wituś

Jest zadanie!

Przepiękna, żywa rzeka!

Widzicie nasze cienie?:)