26 maja 2015

Koko, mniamniu!

Wczoraj pełniliśmy z Witusiem rolę zastępczych gospodarzy (za dziadków): otwieraliśmy kurniki, sypaliśmy paszę i ziarna, laliśmy do misek wodę. To jest to, co Witek lubi najbardziej!
Biegał po podwórku ze swoim małym prywatnym wiaderkiem, otwierał wszystkie drzwi i bramki („sama!”- tak mówi...) i zachęcał kury do jedzenia (wołał do nich, pokazując na wysypane zboże: „Koko, mniamniu!”). Po wykonanej „robocie”, niczym prawdziwy dziedzic, pewnym i szybkim krokiem, pochylony do przodu, z rączkami w kieszeniach kamizelki wrócił na podwórko do swoich „brum”, wyraźnie spełniony i zadowolony;)

Witek ma różne swoje dziwactwa. Poza tym, że broi non stop i czasami mam wrażenie, że tylko on jeden na świecie ma takie przygody, jak ostatnio: wyciąga swój rowerko-samochodzik „zaparkowany” niedaleko rozłożonej suszarki (nabitej jasnym praniem...) i zahacza o koszulkę, co sprawia, że jak na filmie-cała suszarka pada i wszystko ląduje w piasku i trawie, a on wtedy na to: „Oooo, ja!” i od razu sprawdza, czy widziałam...

Albo wchodzi do domu z dworu i woła: „Mama, domu!”, trzymając w ręce wyciągnięty z donicy kwiatek, z całą jego bryłą i korzeniami... To kwiatek dla mnie, który według niego ma być w domu, a nie na dworze... Z kwiatka kapie woda (bo chwilę wcześniej go podlałam) i spadają grudki ziemi... Taki obraz- odbiera mowę. Naprawdę nie wiadomo, co powiedzieć...

Albo...Woła: „bruma!”, bierze pod rękę ulubioną książeczkę, albo jakiś samochód i każe sobie otworzyć drzwi od samochodu. Tam siada, najchętniej z przodu, albo rozkłada się z całą swoją zabawą na tylnich siedzeniach i daje mi znaki, że mam sobie iść, bo on teraz w tej oryginalnej „bazie” zamierza spędzić miło czas...Sam!

Zaskakują mnie jego pomysły, a domyślam się, że to dopiero początek „przygody”!;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz