18 marca 2015

Nowe historie... i terapeutyczny głos Taty Świnki!

Nowych rzeczy jest kilka, a pojawiły się w krótkim ostatnim czasie i nadal mnie zaskakują, a przede wszystkim cieszą!

1. Dzięki pojawieniu się mrówek w domu Dziadków, Witek zaczął chodzić na palcach i piętach- tak na zmianę! A w pewnym momencie, przy większej obecności małych czarnych stworzeń, które wyraźnie  nie przypadły mu do gustu i nie chciał ich poznawać, nawet biegać w ten sposób. Bardzo zabawnie to wyglądało, bo biedak zmuszony był przechodzić obok nich (w kuchni), chcąc się dostać do pokoju z zabawkami. Wyzwanie nie lada, ale pokonane;)

2. Mamy z Witkiem jedną ulubioną drogę spacerową, która prowadzi na drewniany most nad rzeką, tuż za ogródkami działkowymi z grasującymi tam dzikimi kocurami ( bywa, że monstrualnych rozmiarów). Żeby tam dojść, trzeba przejść pod wiaduktem. Któregoś razu, przechodząc tamtędy pokazałam Witkowi, jak inaczej w takim "tunelu" brzmi głos; jak odbija go echo i że możemy się pobawić w takie inne dźwięki. Naśladował moje "I-jo", "O-oo", "U-uu". Jakże mnie zdziwił, kiedy po dłuższym czasie, kiedy znowu się tam wybraliśmy, sam zaczął wołać głośno "E-oo". Podobnie dzisiaj, przejeżdżamy samochodem, w całkiem innym miejscu, pod wiaduktem i On znowu przywołał te dźwięki- przypomniał je sobie, choć ja na sam fakt nie zwróciłam uwagi i nawet nie skojarzyłam w pierwszej chwili o co chodzi. Dla mnie to zachwycające- taka zdolność kojarzenia i zapamiętywania, już na tym etapie poznawania świata i uczenia się. Fajnie!

3. Że do samochodu można przyczepić wszystko... - przekonał się o tym ostatnio łazienkowy mop. I choć protestował, odczepiał się, odpadał, zlatywał - Witkowy upór wygrał! Przyciągnął go do samego pokoju. Czy mogłam protestować? Nie mogłam. Jestem niewolnikiem, w sensie uzależnienia, dziecięcej kreatywności! ;)

4. A teraz Tato Świnka! Ku mojej wielkiej uciesze, z "Traktora Toma" i "Strażaka Sama" przerzucamy się okazjonalnie na inne bajki, przede wszystkim "Świnkę Peppę" - na jej widok Witek od razu zaczyna chrząkać;), oraz na "Billy i Bam Bam" - dwa sympatyczne misiaki-futrzaki.
To, że ja się z traktorami sama już "zapędziłam", uświadomił mi ostatnio chłopiec na sali zabaw. Witek dostał tam nową zabawkę, kilkoro dzieci podbiegło od razu i bawili się nią razem. Nie wiem, czy to zmęczenie, czy jakieś zaprojektowanie w umyśle sprawiło, że co chwilę powtarzałam: "Jak ten traktorek..." to i tamto, po czym, w końcu, wyraźnie poirytowany podszedł do mnie chłopiec (Dawid, lat 3,5) i powiedział grzecznie, ale stanowczo: " Proszę Pani, dlaczego Pani cały czas mówi, że to jest traktorek? Przecież to jest koń z wozem, więc należałoby chyba tak go nazywać, prawda?" Zatkało? Zatkało! Oczywiście, że był to...koń z wozem!:) Oczywiście, że tak go będziemy nazywać:) Historia jak te wszystkie zwracające uwagę na czytanie ze zrozumieniem;)

A Tato Świnka... Zakochałam się w Jego głosie! Głos Taty Świnki, taty Peppy i Dżordża (w niektórych wersjach jego imię tłumaczone jest na Jacek...no comment). Nie wiem, czy to za sprawą pory oglądania, czy innych okoliczności... może po prostu ten głos jest najmniej "dziecięcy", komiczny, piskliwy itp. Tato Świnka wprowadza zawsze porządek- jest stanowczy, ale i cierpliwy i łagodny. No i umie tak skoczyć do basenu z wysokiej trampoliny, że nikogo nie ochlapie ( mimo swoich świnkowych gabarytów!)! Taki Mistrz!;)
Co do innych głosów bajkowych postaci - o tym następnym razem, bo temat wydaje mi się ciekawy!:)

Świnka Peppa- "Pływanie" - Tatuś w akcji, czyli popisowy
 numer na basenie

Tymczasem traktor w słowniku Witka, to już nie "plaplo", a "tom"....

13 marca 2015

W sklepie i nad rzeką

Zadziwiające, jak rożnie ludzie reagują na dzieci. Chyba można by ich podzielić na kilka kategorii; od tych natarczywych i najbardziej ekspresyjnych, po zupełnie obojętnych i traktujących dziecko, jak powietrze... Osobiście nie przepadam za jednymi i drugimi, choć czasami sytuacje  z ich udziałem mogą być zabawne.
Polubiłam za to panie ekspedientki z dyskontu Biedronka. Jedna, wykazała się przesympatycznym sprytem (widać ma doświadczenie), podgadując przy kasie Witka tak, że sam oddał jej wafelka i banana i prawie podziękował, kiedy mu je oddała;)  Nam się to nie udało, mimo, że aż do naszej kolejki, próbowaliśmy straszenia panem z ochrony (pomysł H), czy moim kombinowaniem i przekonywaniem na rożne sposoby. A ta pani, po prostu wychyliła się znad swojej kasy, strzeliła promienny uśmiech, zabrała z rączki co trzeba i zrobiła to tak sprytnie i szybko, że obyło się bez płaczu i zamieszania ( wcześniej nie było tak lekko).
Innego razu, inna pani z tego sklepu nie mogła przejść między lodówkami a regałami z ciastkami, bo Witek - mało zdecydowany- po prostu zaplatał się jej między nogami. Ja wyciągałam obok mrożone warzywa, kiedy pani powiedziała:
- Oj, mogłabym Cię rozdeptać.
Popatrzyłam na nią w tym samym momencie, kiedy to mówiła. Witek faktycznie mógł wyglądać jak zielony groszek do rozdeptania; tymczasem pani wydała się nagle tak zmieszana i przestraszona, jakbyśmy żyły w Ameryce i za chwilę miałabym ją podać z powodu takich treści...
- Oczywiście żartuję. Ja tylko żartuję. Bo taki jesteś Maluszek! - zaczęła głośno zapewniać.
Nic z tego nie zrozumiałam, więc po prostu poszliśmy dalej. Tak, czy inaczej, ten sklep jest dosyć przyjazny i Witek chyba dobrze się w im czuje, bo następnym razem wymyślił sobie, że na zakupy zabierze swój najbardziej już "zmęczony" i sfatygowany samochód marki ciężarówka. Taki typowy grat z piaskownicy- bez przyczepy, bo gdzieś ją "wcięło". Trudno, idziemy: Ja za rękę Witka, on w ręce sznurek z samochodem. Tak się przemieszczaliśmy między regałami, spokojnie, do momentu, aż zaczął na płaskim tyle pre-przyczepowym ustawiać jogurty i ciągnął je tak przez cały sklep. Na szczęście Jego pomysłowość została przemilczana przez ochronę;)

Tak, kobiety częściej "zaczepiają" dzieci. Zauważyłam, że te starsze mają jeden powtarzający się tekst, który według mnie wcale nie jest najlepszy i skuteczny na zawarcie znajomości i wejście w jakiś kontakt z Maluchem. Nie raz już słyszałam od takiej starszej pani: "A pójdziesz do mnie?", "A pójdziesz ze mną?" To oczywiście pytania skierowane do Witka... Hmm, chyba trudno by oczekiwać, nawet po prawie dwulatku, ze zgodzi się i pójdzie gdziekolwiek z obcą kobietą!;)
Żeby im nie było przykro, czasami, jak wyczuwam dobre intencje i zwykłą serdeczność, tłumaczę Witka grymasy i odwracanie się: "Raczej nie, to taki Dzikusek jest".
Dzisiaj zaczepiła nas na moście jedna Pani, prowadząca rower i sztuczną wiązankę pogrzebową...
- No i co, chłopczyku, a pójdziesz ty ze mną?- zapytała Witka, który przyglądał się wielkim kołom w jej rowerze. Wtedy ja swój tekst o Dzikusku, a Ona na to, że to dobrze, że lepiej tak, bo Jej syn to było takie dziecko-Cygan, "stale go trzeba było pilnować, żeby z kimś nie poszedł". Czasami nawet przywiązywać (!)

Zdarzają się takie sytuacje, kiedy wydaje mi się, że Witek mógłby być bardziej otwarty i chętniej reagować na innych-obcych, a czasami myślę sobie, że jest taki jaki jest i tak właśnie powinno zostać!

2 marca 2015

Witek, traktory i trochę codziennych atrakcji;)

Dzisiaj z Witusiem - traktorowym nałogowcem trafiliśmy na tę  rosyjską bajkę  
i choć to nie moje czasy i nie jestem tak "stara" żeby ją pamiętać, to wzruszyła mnie niesamowicie;) Trzeba to zobaczyć, żeby zrozumieć! Może to dlatego, że w dobie cyfrowych kreskówek i postaci poruszających się w "robotowym" rytmie, ta bajka ma całkiem inną wartość, wagę i styl. Jest po prostu prawdziwa i urocza - jak wszystkie stare rosyjskie bajki, chciałoby się powiedzieć! Ja za Rosją wcale nie szaleję ( i to nie w kontekście ostatnich wydarzeń na "arenie międzynarodowej"), ale to muszę przyznać: bajki rosyjskie mają to coś porywającego ( że niby taka wrażliwość; słowiańska dusza?), co wyciska łzy z oczu nie tylko dziecka. Ogląda się je z wielką przyjemnością i od razu przenosi w ich bajkowy świat! Czekam na moment, kiedy Witek będzie chciał takie bajki oglądać, tzn. mam nadzieję, że będzie chciał! Chętnie się do niego przyłączę!:)

Мультфильм "Новичок"

A za tym, że Witek szaleje za traktorami świadczy jeszcze fakt, że ostatnio zaczął z nimi tańcować, a  i mi przynosi czasem jakiś wybrany i na zachętę woła: "tany, tany". Tany, tany z traktorem zabawką to ciekawe doświadczenie...On trzyma w rączkach jakieś dwa mniejsze, ja jeden większy i tak się kręcimy... Kto widział na żywo, ten wie;) Kto nie widział-niech sobie spróbuje wyobrazić;)

Poza tym... nadszedł czas pierwszych psot, wygłupów i psikusów. Połączenie Witek i Lena-jego kuzynka, to już duet niebezpieczny, który należy mieć stale na oku i być gotowym na najdziwniejsze pomysły- od zeskakiwania z oparcia kanapy na siedzenie (przykład light), po próby odpalania gazu! (mamy już blokadę). Dzieciaki są zdolne i bardzo kreatywne. Witek zakłada sobie wiaderko z piaskownicy na głowę i jeździ w nim swoim samochodem po pokoju; albo zakłada sobie podłużny kartonik po zabawkach i tak, niczym brytyjski policjant paraduje (widać poza zimową czapką lubi sobie od czasu do czasu coś ponosić).

Ostatnio, przed samym wyjściem, kiedy byliśmy już w butach, kurtkach i gotowi do opuszczenia  domu, Witek tak ciągnął smoczek w butelce z sokiem (namowy na zamianę jej na kubek-niekapek na razie nie dają efektów), że cała jej zawartość wylała się na mnie i na niego, bo akurat wzięłam go na ręce przed włożeniem do wózka. Kto przeżył kilkuminutowe, zimowe ubieranie kompletne i zauważył (poczuł?) przed samym wyjściem, że tam w pieluszce czai się jakaś bomba, wie że sytuacja z opisanym prysznicem jest podobna- zostaje tylko zacisnąć zęby, wrócić do pokoju i...zacząć wszystko od nowa:)) U nas dosłownie- mokre było i body i skarpetki...