28 września 2015

"Mamo, nie ma dzienia!"

...Wituś- uważny obserwator, takie uwagi "rzuca", siedząc mi wieczorem na kolanach. Później oglądamy "Sekrety morza" i On, widać urzeczony całą magiczną oprawą tej opowieści (serio, to "bajka terapeutyczna"- miła dla oka i ucha i tyle w niej nawiązań do świata sztuki i muzyki; odwołań do rożnych symboli; ja często widziałam swoje ulubione mandale...) mówi ściszonym głosem: "Mama, ja tam!", co znaczy, że chciałby teraz tam być; przenieść się do nich, do małej Sirszy tańczącej z fokami w rozświetlonych złotym pyłem morskich głębinach... W jego małych ustach to wyznanie brzmi jak takie dorosłe: "Wow! Ale czad! ;)

Wituś obserwuje, mówi, śmiesznie odmienia wyrazy, jak to "dzienia". Nie sposób zapamiętać wszystkich jego przekręconych słów, ale nauczył się już mówić "proszę" - to u niego znaczy "puti". I coraz częściej z przejęciem i prawie biadoleniem informuje: " O nie, pef! Mama, pa, pa mama, peff!" na przykład dzisiaj, kiedy pijąc ze szklanki wodę wylał ją sobie na brzuch i zmoczył pidżamę. No tak, to jest "pech"...

Teraz śpi i może śni swój sen- skróconą relację z całego dnia. Zabaw z Ilfordem (pisałam, że ciocia z wujkiem mają małego kotka, którego czasami podkarmiamy i z którym lubimy się bawić?), grabienia, kopania, wywożenia wyrwanej trawy i chwastów, układania kamyków...(wszystko na potrzeby powstania tulipanowej rabaty przed domem-wymyśliła mama).
Miły, spokojny, wrześniowy dzień...
Z kawą na progu.
Z rozbieganym Witkiem machającym swoją łopatką na prawo i lewo...
Z poczuciem, że mamy "fajny czas", że jeszcze pogoda pozwala nam na takie prace i zabawy.

Wieczorem, dla mnie i niego, do poduszki muzyka "z morza". Polecam!:)

15 września 2015

Lustrzane odbicie

Często mówi się, że: "dzieci są lustrem swoich rodziców". Przyszło mi to do głowy, kiedy korzystając wieczorem ze swojej "wolnej chwili" usiadłam przed domem, na progu, żeby posłuchać świerszczy (są nadal!) i popatrzeć "w górę" (chmury co jakiś czas odkrywały kolejne kawałki rozgwieżdżonego nieba). Na zewnątrz było całkiem ciepło. Ustał wiatr, deszcz i zimno też się musiało gdzieś zatrzymać... Mogłabym siedzieć w ten sposób bardzo długo, całymi godzinami... Wtedy jeszcze mocniej można zdać sobie sprawę z tego, że tak, jak pojawiamy się na tym świecie zupełnie sami, tak i zupełnie sami jesteśmy do końca. Oczywiście, mamy rodzinę, bliskich, najważniejsze nam osoby, które zawsze o nas pamiętają, wysłuchują, pomagają - są. Ale nie o to chodzi. Wewnętrznie zawsze zdarzy się okazja i taka sytuacja, by odczuć to wyjątkowo mocno- tego rodzaju samotność; "egzystencjalną", życiową?
Dziecko (własne) trochę ją  zmniejsza, bo z nim jest się prawdopodobnie najmocniej i najtrwalej związanym, ale... i tak przychodzi taki moment, kiedy świadomość tej pustki nie do wypełnienia, aż zapiecze...
Tymczasem... Jeśli ja jestem "urodzonym samotnikiem"i prawdopodobnie dopiero na studiach stałam się bardziej towarzyskim człowiekiem, to dlaczego dziwię się mojemu dziecku, które nie lubi "tłumów" ;lubi bawić się sam i często sam się sobą zajmuje. Że potrafi nawet powiedzieć "mama domu", kiedy wyjdę sprawdzić, co porabia... Choć podejrzewam, że tutaj akurat chodzi o to, żebym nie widziała tych rzeczy (jak moczenie rąk po łokcie przy "myju myju" dla "osień bruma"), których wie, że robić nie powinien.
Dlaczego chciałabym żeby był miły i przez wszystkich lubiany? Żeby dawał się głaskać, gilgotać i inaczej "zaczepiać". Czy sama bym tak chciała, podobałoby mi się to? Czy kiedykolwiek spełni oczekiwania "wszystkich"? Nigdy. Tylko i wyłącznie dlatego, że są tak rożne i jest ich tak wiele. Dla jednych może być indywidualistą i introwertykiem, dla drugich mrukiem i ponurakiem, gburem i milczkiem... Po raz kolejny łapię się na tym, aby pamiętać, że jest przede wszystkim "sobą". I wiele cech, które w nim dostrzegam, są mi dobrze znane...

                                                                  ***

Dzisiaj mieliśmy piękny spacer z Witusiem. Dzień, przedpołudnie, w krótkim czasie, z szarego i deszczowego zmieniło się w jasne, słoneczne...Poszliśmy piaszczystą drogą "zbierać na niej kamienie". Po drodze Witek zdecydował, że będzie wdrapywał się po małej piaszczystej skarpie do lasu. Role nam się trochę odwróciły i nagle to on stał się moim przewodnikiem, On był organizatorem tej wycieczki: pokazywał gdzie idziemy, co będziemy robić i entuzjastycznie zachęcał do kopiowania Jego ruchów. Po drodze musieliśmy się porozbierać, bo słońce całkiem się już rozkręciło...Witek zrobił się słaby, zmęczony, spragniony i wszystko inne na raz. Musiałam go nieść, aż do polnej drogi, którą na skróty wróciliśmy do domu. Lubię, kiedy On w połowie drogi, zawsze pyta: "Mama, gdzie dom?", choć tak naprawdę dobrze pamięta, że już się do niego zbliżamy. Albo, gdy wyjeżdżamy gdzieś, mówi ze swojego fotelika w samochodzie: "Papa dom!" Miło się tego słucha.:)

Na samym końcu naszej wycieczki spotkaliśmy małego rudego kotka, który dramatycznie zawodził, schowany gdzieś w trawach. Witek od raz się zmartwił, a kot od razu ucieszył i rozbrykał. Szedł długo przed nami, ale przed wyjściem na główną drogę, zatrzymał się. Witek zawsze bardzo poważnieje w takich sytuacjach. Musiałam mu tłumaczyć, że ten kotek mógł się zgubić, że czeka na niego mamma i że ma dla niego "mniamniu", dlatego nie idzie z nami dalej... Reakcja była natychmiastowa: "Ta... Mama, ja mniamniu, domu". ;)

8 września 2015

Szum morskiej muszli

Powietrze z basenu spuszczone, rano na progu coraz więcej suchych liści i kulek z kwiatów lipy; ostre podmuchy wieczorem i mrok co dzień wyprzedzający nas o krok... Wszystkie te zjawiska nieubłaganie i stanowczo starają się nas przeciągnąć na "drugą stronę" - to początek jesieni.

Każda pora roku jest "urocza". Jesień oczywiście też, ale najwyraźniej trzeba się do niej przyzwyczaić. Do słoty, do wiatru, do ciągle suszących się kaloszy i kurtek...

"Ciecium"-bo i tak ten młodzieniec bywa już przezywany (od najczęściej używanego przez Niego zwrotu "na wszystko")- śpi teraz skulony i zwinięty jak najprawdziwsza muszla! Wczoraj mi taką pokazywał, pytając: "Mama, co to?" Teraz sam wygląda jak mała muszelka; prawie, jak w piosence Osieckiej ("Kołysanka dla Okruszka")...
Mimo to, mam wrażenie, że od wakacji sporo urósł, a już na pewno "wydoroślał" i dojrzał. Pomijając sukces nr 1 pt. nauczył się załatwiać do nocnika (ot tak, po prostu przyszło- oczywiście, w trakcie trwania "operacji" i całego projektu trochę go pilnowaliśmy, stale przypominaliśmy i mniej więcej w ciągu tygodnia udało mu się opanować tę sztukę!). Uff... To już naprawdę coś!
Niewątpliwie stał się mniej dzikusowaty i zamknięty na innych, w tym na inne dzieci. Jest chyba trochę śmielszy i chętniej nawiązuje kontakt. Ogromna w tym zasługa wszystkich "pań", które tego lata odwiedzały nasze podwórko. To one chętnie się z nim bawiły i zachęcały do takiej wymiany. Kasia, Marta, Julka, Pola młodsza, Pola starsza, Ninel, Mija... Wyborowe towarzystwo!:) Jeśli ktoś tu "nawalał" i zachowywał się co najmniej niestosownie to niestety czasami był to Witek, bo zdarzyły się i takie incydenty, jak szarpanie Ninel za włosy, zabieranie zabawek Julce, czy sypanie piaskiem Poli... Dziewczyny jednak zawsze wykazywały się dużą cierpliwością i zrozumieniem...
Raz, zapytałam nawet Martę na placu zabaw,  kiedy bawiła się z Witkiem, czy może chciałaby mieć takiego młodszego brata, na co Ona szczerze i widać, że bez zastanowienia wyznała, że może i tak, ale nie tak "zwariowanego" :)

Chłopak- muszla lubi teraz o sobie mówić: "Ja- Sam"i dumnie przy tym wypinać pierś (zawsze kiedy zrobi coś wyjątkowego, jak wysoki dom z klocków, albo wdrapie się na jakąś przeszkodę...). Sam (Strażak Sam!)to niewątpliwie jego bohater numer 1. A kiedy chce zrobić coś niedozwolonego, wtedy mówi: "Ja- Mama", albo "Ja-Tata", jakby na ten czas mógł zmienić sobie rolę, co ma go usprawiedliwić, bo przecież mama czy tata może... Cwaniaczek!;)

Chłopak... z muszlą? Właśnie przypomniało mi się to zdjęcie Edouarda Boubata. Jedno z moich ulubionych... Wspaniałe... Zawsze, patrząc na nie słyszałam jej szum; takie wydaje się dosłowne. Niech to będzie obraz podsumowujący wakacje. Lato było-minęło. Trzeba teraz stawić czoła jesieni!:)

Remi écoutant la mer, Edouard Boubat, Paris, 1995