5 maja 2017

Urodziny Witusia!

2 maja Wituś miał urodziny.W takim dniu bardziej niż kiedykolwiek czujesz, że On dorasta, a Ty... starzejesz się. Naturalna kolej rzeczy i nic odkrywczego, a jednak w tym dniu dociera to mocniej i zaraz prowokuje jakieś refleksje typu: "w którym to się teraz miejscu w życiu znajduję" i tak dalej...
Witek nie zmienił tylko mojego życia- wywiera wpływ na tych, którzy się na niego otwierają; tak jak można się otworzyć na dziecko.

2 maja cztery lata temu- burzowo, pochmurno, parno. Wszystko w rozkwicie, zieleń na palcach przeskakuje kolejne poziomy- świeża i młoda, ale niecierpliwa, bujna. Zdaje się, że zaraz zielonym paluchem dostanie się i przez okno do pokoju szpitalnego.
Czwartek. Od 8.35 cudowny dzień. Ulga, że wszystko poszło, jak trzeba. Że już "po". Że jesteśmy. Razem. Na zewnątrz ;)
Nie pokochaliśmy się z Witkiem od pierwszego wejrzenia. Raczej się sobie przyglądaliśmy z zaciekawieniem i myślą: "A więc to Ty... Już jesteś...Tak wyglądasz. Przyszedłeś, pojawiłeś się... To witaj!"
Bardzo wyjątkowe zapoznawanie! :)

Wczorajszy dzień urodzin Witka- jasny, radosny, niespodziankowy, prezentowy.
Zrobiliśmy spotkanie w domu; tort (koniecznie z truskawkami); przybyli mili goście, wnieśliśmy toast dziecięcym "szampanem".
Była radość, szczęście, ciepło...to czego nam najbardziej potrzeba; czego na co dzień chcemy, z czym czujemy się najlepiej...

W tym wszystkim, chaosie i rozgardiaszu przyjęciowym, pojawiają się takie momenty, kiedy patrzysz na swoje rozpromienione dziecko i już wiesz, że nie roztoczysz nad nim żadnego parasola, żadnej takiej ochrony, która pozbawi go przykrości, rozczarowań, niemiłych doświadczeń. Że droga, na którą wszedł, jego życie, należy do niego i musi ją pokonać sam; te wszystkie przeszkody i trudności, z jakimi będzie się stykał.
Będzie miał na niej swoje zadania do wykonania. Swoje sprawy. I tyle. Tak to wygląda. Ty- mama-jesteś w tle- tyle i aż tyle.
Myślę o tym i robię małe BAM, jak wtedy, cofając się na kładce z aparatem. To nie jest zimny prysznic, ale...no tak to już jest. Chciałoby się mieć niejeden taki parasol.

Najbardziej chyba rozczulające było to, kiedy Witek słysząc życzenia, odpowiadał : "Ja Tobie też!" :)
Przed zdmuchnięciem świeczek powiedział mi swoje marzenie.
Zaskoczyło mnie trochę;)
Moje byłoby takie, żebyśmy się zawsze mocno przyjaźnili!