7 czerwca 2015

Przyjemne świętowanie...

Z dniem narodzin Witka dwie daty w kalendarzu nabrały dla nas innego niż dotąd znaczenia...
Pierwsza to Dzień Matki, druga Dzień Dziecka (kolejność czysto kalendarzowa;). Mimo, że wcale nie obchodzimy ich hucznie ani nadzwyczaj inaczej, to świadomość i poczucie, że to "mój dzień", a tamten Jego, jest jakaś wyróżniająca i miła sama w sobie.

Ja mamą poczułam się dopiero rok po narodzinach Witka; wtedy miałam dopiero wrażenie, że dołączyłam do pewnego grona i faktycznie mogę i ja świętować ;) On, mam nadzieję, że będzie się czuł dzieckiem zawsze...Tak, jak ja czuję się dzieckiem swojej mamy i aż wstyd się przyznać, ale czekam na te życzenia co roku, chociaż już ze mnie "stary koń".

Tymczasem... Upał nas powala. Chociaż wczorajsza burza zmieniła juz powietrze i z powrotem można oddychać głęboko, to samo wspomnienie słońca i żaru pozostało mocne. Witek tego nie lubi. Męczy się, wychodzi na chwilę i zaraz wraca. Mówi: "Mama, domu", z akcentem na domu i zostajemy tam, bezpiecznie schowani przed słońcem;) Może to i lepiej, bo jest tak uparty, że namawianie go na bycie w domu, gdyby wolał bawić sie na dworze, zdarłoby tylko moje gardło...
Jedyną alternatywą jest basenik ustawiony w cieniu (przy najbliższej okazji będziemy testować ten od cioci Sylwii!;) A w nim oczywiście tuzin samochodów... Tuzin, chociaż ile by ich nie było, Witek zawsze twierdzi, że jest ich "dziesiec" (to jego ulubiona do wypowiedzenia cyfra, zaraz po "trzy").

Wraz z upałem przybywają do nas goście. Są lody, granie piłką, rajdy "ijo" i inne takie... Są też spacery z pandą pod ręką, zrywanie maków i chabrów na polnej drodze i nasza pierwsza wycieczka rowerowa w nowym foteliku, aleją odurzających akacji...
Czerwiec czaruje!
Nie tylko w truskawkach czuć już smak lata...

A za tydzień będą "tany" na weselu cioci Sylwii i aż się boję, co tam się będzie działo...
Bo wygląda na to, że mój mały tancerz szykuje się już na zabawę do późna!;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz