27 czerwca 2015

Do polecenia

Tak sobie pomyślałam, że gdyby ktoś miał ochotę lub potrzebę sięgnąć po jakieś czasopismo dotyczące dzieci, wychowania ich i tym podobnych spraw, to mogę zachęcić do spróbowania z miesięcznikiem GAGA.

Mnie jakoś nigdy nie kręciły takie gazety, bo poza abstrakcyjnymi reklamami akcesoriów niemowlęcych, syropów, wózków i kaszek nie znajdowałam tam za wiele pożytecznej treści (przepisy na obiady dla niejadka też omijałam dużym łukiem, bo ile można na ten temat... Buźki z ketchupem na kanapce z serem mogą się w końcu śnic po nocach!), ale dzięki mojej serdecznej koleżance Karolinie, co miesiąc, w prezencie, przychodzi do mnie w kopercie ów miesięcznik i muszę powiedzieć, że polubiłam ten moment i z ciekawością zaglądam do każdego nowego...

Przeważnie poruszane problemy nie są na siłę wymyślone, ani wydumane; zdjęcia ładne (lubię oglądać sesje Pauliny Kanii); wywiady ze znanymi rodzicami (ostatnio Michał Rusinek, Agata Młynarska) warte przeczytania...

Co mi się ostatnio najbardziej podobało, żeby nie być "ogólnosłowną"?
Na przykład tekst na temat wstydu u dzieci; o tym, że dzieci też mają swoje poczucie wstydu i potrzebę intymności, o czym należy pamiętać i uwzględniać to chociażby w sytuacjach, w których dziecku nagle chce się siusiu, a toalety "ani widu ani słychu" na horyzoncie... Istnieje jakaś dziwna i nieskrępowana lekkość w podejmowaniu decyzji przez niektóre matki, które wystawiają gołe tyłki swoich dzieci na widok publiczny, tam gdzie one stoją, czy to przystanek autobusowy, czy chodnik, czy parking przed marketem, a przecież wystarczy czasem rozejrzeć się  i zaaranżować bardziej intymną okoliczność dla tej nagłej potrzeby...
Witek od momentu, gdy zaczął chodzić, a było to wcześnie, bo przed pierwszym rokiem, przy każdej kupie chował się nam w pokoju za zasłonką, łóżkiem lub jakimś meblem i nie pozwalał wejść. Kiedy ktoś się tylko zbliżał, pokazywał rączką, żeby wyjść, nie zbliżać się, albo od razu mówił stanowcze "Nie". To był dla nas znak, "co się robi" i że trzeba go załatwić w spokoju, aż do końca. Myślę, że nie powinno się takich rzeczy pomijać, bagatelizować - dziecko wie, co czuje i czego potrzebuje... Nocnik na środku pokoju, w towarzystwie cioć i wujków, na rodzinnym spotkaniu, "bo co to takiego", to chyba jednak nie najlepszy pomysł... Można przecież wyjść i zapewnić lepsze dla tego warunki, ucząc przy okazji pewnych zachowań na przyszłość.

Podobał mi się także wywiad z Agatą Młynarską, która opowiadając o swoim macierzyństwie i innych doświadczeniach życiowych, stwierdziła, że nie wierzy w idealny model rodziny patchworkowej, taki słodki i bezproblemowy, jaki często kreują kolorowe, plotkarskie gazety, próbując nam wcisnąć obrazek idealnie poukładanej rodziny, choć po niezłej rewolucji. Według niej to jedna wielka ściema, bo rodziny patchworkowe wymagają ogromnej pracy i poświęcenia, i w ogóle są bardzo trudne...więc te zadowolone miny i postawa pełna luzu tych, czy tamtych (pamiętam sama jedną taką okładkę...) to tylko na potrzeby sesji... Ogólnie- tekst godny uwagi i przemyślenia.

Poza tym... Nie ma co pisać więcej, kto ma ochotę- niech zajrzy.  A czerwcowa okładka wygląda tak:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz