17 grudnia 2014

Nocne hist(e/o)rie

Długo nie wiedziałam co się dzieje i jak sobie z t y m radzić, jak t o interpretować, w jaki sposób unikać i jak rozwiązać, żeby "nie wracało". Jedyne co mi się udało, to opracowanie pewnego sposobu działania, który pomaga i sprawdza się, dlatego mogę o nim napisać. Dlaczego nazywam to, co się wtedy dzieje "histeriami"? Bo wydaje mi się, że tak właśnie wygląda histeria... A jeśli wziąć pod uwagę jej słownikowe tłumaczenie: "Cechuje ją nadmierna ekstrawersja, emocjonalność, płaczliwość, demonstracyjność zachowań, które są powodowane nieuzasadnionym lękiem o funkcjonowanie danej części własnego ciała." ( źródło: Wikipedia), to zgadza mi się to z zachowaniem Witka, które wtedy obserwuję...

Przynajmniej raz w miesiącu, od lata, czyli wtedy, gdy Witek miał 14 miesięcy, zdarza mu się obudzić w nocy (zawsze wtedy ma przepełnioną pieluchę i mokrą piżamkę - wszystko do przebrania - to ważny element tej historii) i krzyczeć, płakać, rzucać się i wić w łóżeczku, odpychać mnie, pokazywać coś, na coś, jakby szukać czegoś w pokoju itp. Nie ma wtedy z nim żadnego kontaktu. Wygląda jak przebudzony, ale nic do niego nie trafia; patrzy, jakby nie widział, więc wydaje się, jakby to był jakiś lunatyczny stan... Po chwili jest już bardziej trzeźwy, ale nadal nie można z nim dojść do porozumienia; wyrywa się, na wszystko mówi NIE!, niczego nie chce, więc nie wiadomo jak mu pomóc... Czasami pozwala wziąć się na ręce i chce być wtedy cały czas przytulony, co uniemożliwia położenie go z powrotem do łóżeczka- od razu się budzi i zaczyna na nowo płakać...

Wiem już, bo próbowałam wielu sposobów, że nie działa stanowczy ton, zostawianie go w łóżeczku "żeby się wypłakał", czy niereagowanie na ten płacz... W przypadku mojego syna pomaga jedynie spokojne do niego mówienie, lub niemówienie, ale spokojne działanie i "robienie swojego", czyli zmiana mu pieluchy, przebranie. Zupełnie tak, jakby wtedy powoli, ale jednak, udzielało mu się moje opanowanie i spokój. Jest to trochę trudne, zwłaszcza kiedy jest się wyrwanym ze snu, a cała operacja trwa dobrych kilkanaście minut - przy wyrywaniu, kopaniu, krzykach i głośnym płaczu, ale warto to przeczekać, zacisnąć zęby i dotrwać do końca... Ja zmierzam zawsze w kierunku podania butelki z mlekiem. Po pewnym czasie, w końcu mi się to udaje i zawsze wtedy Witek zasypia, pijąc ją, przytulony do mnie, albo do misia w łóżeczku. To jest ten moment i etap, który kończy całą nocną awanturę...

Nie wiem już gdzie, ale czytałam, że dzieciom zdarzają się takie przebudzenia, właśnie wtedy, kiedy są głodne, mokre, albo mają zły sen. Ponieważ nie umieją sobie poradzić z nową i przykrą dla nich sytuacją, wpadają w taki stan: na granicy histerii i zupełnej bezsilności. Wydaje mi się, że jeśli nam też się on udzieli, i będziemy reagować wtedy zbyt dużym zdenerwowaniem, to za szybko nie uda się dojść do porozumienia z dzieckiem, pomóc mu i ostatecznie wrócić do swojego łózka i... nocnej CISZY.

Dzielę się swoim doświadczeniem w tym temacie, bo może to będzie jakaś wskazówka, dla kogoś borykającego się z podobnym zachowaniem u swojego dziecka. U mnie, jak wspomniałam, schemat jest zawsze taki sam... Mokra pielucha ( lub za dużo emocji w ciągu dnia np. po jakimś przyjęciu, albo wizycie w głośnym miejscu, nieznanym dotąd)= często przebudzenie i krzyk, brak kontaktu, potem stopniowe wyciszanie (próby...wiele prób) i moje "łagodzenie sprawy", a na koniec butelka z mlekiem na "otarcie łez"... jak "przybicie piątki na zgodę" ;)

Photo by Ida Laerke

Dla mnie z kolei kończy się to zwykle głębokim oddechem (słychać w nim ulgę...) i powrotem do ciasnej, ale własnej krainy snu;)

 

2 komentarze:

  1. Dobrze, że napisałaś o tym, jak sobie radzisz z takimi nocnymi historiami, bo na pewno niejedna matka zmaga się z takimi trudnościami i próbuje wszystkiego. Na pewno niejedna skorzysta z Twojej rady:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama, dodaj guzik do obserwowania, bo szukam i szukam, a tu dalej ni ma;)

    OdpowiedzUsuń