12 stycznia 2015

11.01, przed 13-tą...

Lusia odeszła. Tak jak się nie odchodzi, jak nie powinno się odchodzić. Nagle, bez uprzedzenia, bez możliwości przewidzenia, pożegnania, przyzwyczajenia do samej myśli, że to możliwe... Moja kocia przyjaciółka, którą ostatnio trochę zaniedbałam, ale mimo tego i ja i Ona stale czułyśmy niegasnącą więź i przywiązanie.
Chyba, że za takie ostrzeżenie uznać sen, jaki miałam z piątku na sobotę, czyli dzień przed... Śniło mi się, że nagle poczułam ruszające się zęby z jej strony szczęki. Otworzyłam usta i pięć wyleciało mi prosto na dłoń. Cienkich, małych, jakby mleczaków. Jednocześnie poczułam mocno puste miejsce po nich. Nigdy dotąd nie miałam snu o wypadających zębach. Z ciekawości sprawdziłam jego znaczenie w senniku,w różnych sennikach, bo wydał mi się bardzo symboliczny. W wielu miejscach pojawiała się informacja o stracie...bliskiej osoby i odczuwanej po niej pustce w domu.

Pamiętam, jak podczas pobytu u Ani we Wrocławiu, latem, obudziłam się rano i  nagle przyszło mi do głowy, że muszę mieć kota. Kotkę. Biało-czarną. Wróciłam do Poznania, otworzyliśmy Allegro, a tam, śród wielu ogłoszeń - Ona. Taka, o jakiej pomyślałam. Czekała już na nas.

Lusia malutka- kłębuszek ciepła, Lusia dorastająca z czerwona obróżką, Lusia- mama, Lusia- tropicielka i indywidualistka, którą potrafiłam spotkać nawet w lesie, niedaleko domu... Lusia, która podobnie jak ja, choć w innym czasie przeszła swoją wielką metamorfozę i z kotki "miastowej" stała się kotką "wiejską" - wolną i niezależną.

Lusia wyrafinowana, pełna wdzięku i gracji...cierpliwa, ale też uparta i nieposłuszna. Cierpliwa w stosunku do dzieci. Jej ostatnie zdjęcia, jakie znalazłam to jak śpią z Witkiem na łóżku w śmiesznie wyciągniętych pozach. Ja leżałam obok. Lusia mruczała wtedy zadowolona. Lubiła się tak wygrzewać. Miała swoje ulubione miejsca.

Kiedy Witek był mały i leżał w łóżeczku czasami podchodziła i wąchała go, patrzyła i odchodziła na swoje miejsce. Miałam do niej zaufanie, wiedziałam, że jeśli sam się za bardzo o to nie postara, to nic złego mu nie zrobi.
Pozwalała mu się głaskać i przytulać, wtulać w swoje ciepłe futerko całym sobą. To na nią po raz pierwszy powiedział "Miau", czyli Kot.
Była taka lekka... Nie drobna, ale nie raz miałam wrażenie, jakby wcale nie ważyła.

Jest mi tak przykro... Tak bardzo chciałam, żeby Witek lepiej ją poznał... Pokochał, jak ja.



1 komentarz:

  1. On ją pokochał już teraz. I będzie ją pamiętał dzięki Twoim zdjęciom. Wszyscy będziemy ją pamiętać. Tego urwisa;)

    OdpowiedzUsuń