13 marca 2015

W sklepie i nad rzeką

Zadziwiające, jak rożnie ludzie reagują na dzieci. Chyba można by ich podzielić na kilka kategorii; od tych natarczywych i najbardziej ekspresyjnych, po zupełnie obojętnych i traktujących dziecko, jak powietrze... Osobiście nie przepadam za jednymi i drugimi, choć czasami sytuacje  z ich udziałem mogą być zabawne.
Polubiłam za to panie ekspedientki z dyskontu Biedronka. Jedna, wykazała się przesympatycznym sprytem (widać ma doświadczenie), podgadując przy kasie Witka tak, że sam oddał jej wafelka i banana i prawie podziękował, kiedy mu je oddała;)  Nam się to nie udało, mimo, że aż do naszej kolejki, próbowaliśmy straszenia panem z ochrony (pomysł H), czy moim kombinowaniem i przekonywaniem na rożne sposoby. A ta pani, po prostu wychyliła się znad swojej kasy, strzeliła promienny uśmiech, zabrała z rączki co trzeba i zrobiła to tak sprytnie i szybko, że obyło się bez płaczu i zamieszania ( wcześniej nie było tak lekko).
Innego razu, inna pani z tego sklepu nie mogła przejść między lodówkami a regałami z ciastkami, bo Witek - mało zdecydowany- po prostu zaplatał się jej między nogami. Ja wyciągałam obok mrożone warzywa, kiedy pani powiedziała:
- Oj, mogłabym Cię rozdeptać.
Popatrzyłam na nią w tym samym momencie, kiedy to mówiła. Witek faktycznie mógł wyglądać jak zielony groszek do rozdeptania; tymczasem pani wydała się nagle tak zmieszana i przestraszona, jakbyśmy żyły w Ameryce i za chwilę miałabym ją podać z powodu takich treści...
- Oczywiście żartuję. Ja tylko żartuję. Bo taki jesteś Maluszek! - zaczęła głośno zapewniać.
Nic z tego nie zrozumiałam, więc po prostu poszliśmy dalej. Tak, czy inaczej, ten sklep jest dosyć przyjazny i Witek chyba dobrze się w im czuje, bo następnym razem wymyślił sobie, że na zakupy zabierze swój najbardziej już "zmęczony" i sfatygowany samochód marki ciężarówka. Taki typowy grat z piaskownicy- bez przyczepy, bo gdzieś ją "wcięło". Trudno, idziemy: Ja za rękę Witka, on w ręce sznurek z samochodem. Tak się przemieszczaliśmy między regałami, spokojnie, do momentu, aż zaczął na płaskim tyle pre-przyczepowym ustawiać jogurty i ciągnął je tak przez cały sklep. Na szczęście Jego pomysłowość została przemilczana przez ochronę;)

Tak, kobiety częściej "zaczepiają" dzieci. Zauważyłam, że te starsze mają jeden powtarzający się tekst, który według mnie wcale nie jest najlepszy i skuteczny na zawarcie znajomości i wejście w jakiś kontakt z Maluchem. Nie raz już słyszałam od takiej starszej pani: "A pójdziesz do mnie?", "A pójdziesz ze mną?" To oczywiście pytania skierowane do Witka... Hmm, chyba trudno by oczekiwać, nawet po prawie dwulatku, ze zgodzi się i pójdzie gdziekolwiek z obcą kobietą!;)
Żeby im nie było przykro, czasami, jak wyczuwam dobre intencje i zwykłą serdeczność, tłumaczę Witka grymasy i odwracanie się: "Raczej nie, to taki Dzikusek jest".
Dzisiaj zaczepiła nas na moście jedna Pani, prowadząca rower i sztuczną wiązankę pogrzebową...
- No i co, chłopczyku, a pójdziesz ty ze mną?- zapytała Witka, który przyglądał się wielkim kołom w jej rowerze. Wtedy ja swój tekst o Dzikusku, a Ona na to, że to dobrze, że lepiej tak, bo Jej syn to było takie dziecko-Cygan, "stale go trzeba było pilnować, żeby z kimś nie poszedł". Czasami nawet przywiązywać (!)

Zdarzają się takie sytuacje, kiedy wydaje mi się, że Witek mógłby być bardziej otwarty i chętniej reagować na innych-obcych, a czasami myślę sobie, że jest taki jaki jest i tak właśnie powinno zostać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz